Strona:PL Selma Lagerlöf - Królowa na Ragnhildsholmen.djvu/2

Ta strona została uwierzytelniona.

skał, aż do stóp głęboko-zielonego, świerkowego, wielkiego lasu.
Ale król nie mógł się cieszyć widokiem pięknej góry, gdyż płachty mgieł pełzały po ścianach skalnych i chmury postrzępione zwieszały się nad niemi.
I tak się to stało, że Fontin wydał się królowi tak samo stary, jak i wszystkie inne.
Król wzdychał ciężko i głęboko, jadąc pod olchami, które strząsały na niego i jego konia deszcz ciężkich kropli wody.
I poczuł się ogromnie przygnębionym. Chyba nigdy jeszcze przedtem nie doznawał takiego smutku. „Ja zawsze mam takie szczęście“, myślał. „Wszystko jest szare i dżdżyste, gdzie ja się zjawię. Kiedy płynę morzem, zapada mgła taka, że nie widzę własnej ręki przed sobą, a jadę konno nocą, kryje się księżyc za najczarniejszą chmurę, byleby mi tylko nie przyświecać“.
„Sądzę, że gdybym się wybrał do nieba“, mówił król, „to wszystkie gwiazdy-by zgasły, jak tylko bym się tam znalazł“.
„Tak samo ze wszystkiem, co tylko przedsięwezmę“, wybuchnął i zacisnął pięść, jadąc. „Inni królowie są otoczeni przepychem i czcią, sławą i blaskiem, ja tymczasem jestem prawdziwym królewiczem „Szarym Dniem“. Ja muszę myśleć jedynie o buntach i cząstka kraju, zaledwie jest mi posłuszną. Inaczej bywało ze starymi królami, co siedzieli w Upsali“.