Strona:PL Sen o szpadzie i sen o chlebie 022.jpg

Ta strona została skorygowana.

w sklepach starzyzny. Ich tużurki, marynarki, żakiety rading-coat'y były gałgańskiem naśladowaniem odzieży ludzkiej, podobnie jak ich głowy, złupione przez pracę, obrzydłe od biedy, spotniałe od trudu, były karykaturą kształtu ludzkiego.
Skoro się pojawili w ludnej ulicy, gdy na jej tle bezbarwnem zatkwił krwawy kwiat, ludzie normalni „obywatele“, zaczęli pomykać na prawo i na lewo, w tył i naprzód. Jedni zapadali w bramy tak momentalnie, jak znika widmo starego Hamleta w teatrze; inni sunęli wzdłuż murów niepodobni do samych siebie, na obraz cieniów latarni czarnoksięskiej. Byli tacy, co stawali nieruchomo pod murem z zamrużonemi oczami i wciągniętym w płuca oddechem, jak gdyby w oczekiwaniu, że ściana się rozstąpi, pochłonie ich i wybawi.
Dookoła idącego zastępu zatoczyła się pusta sfera powietrza. Szli sami. I sami naturalną siłą tworzyli ze siebie krąg coraz bardziej spoisty. Kiedyniekiedy i z tego kręgu odpadał człowiek. Jak pacyna, urwana od wirującej bryły, leciał po linii stycznej i ginął w zaułku, nikł w bramie, ogarnięty przez litościwe objęcie, przez macierzyste łono muru. — Maszerujący dalej ściskali się korpusami ciał coraz szczelniej, coraz mocniej, coraz bardziej. Wsparli się ramiony i szukali podniety w ich dreszczu.
Bicie serc stało się jedno.
Pieśń o czerwonym sztandarze zlatywała z ich warg zdrętwiałych i rwała się raz wraz. Co ją ze zduszonej piersi wysiepali, jak obosieczny miecz, —