Strona:PL Sen o szpadzie i sen o chlebie 032.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

szcze dalej leży dzikość czterech ziemnych bastyonów. Cztery ołtarze cudzemu bogu wystawione pod krwawą zorzą. Skarpy ich spadają głucho, zlatują wspaniale, w dół, z dumą i grozą aż do głębokich fos. Na skarpy te padło ostatnie polśnienie zorzy. Krzyk był straszliwy w tem polśnieniu zorzy na stokach cytadali. Nikczemną jest miękkość serca, którą kolce wonnych róż przeszywają! Nikczemną jest siła wzruszenia, którą piękno dalekie pochłania! Nikczemne są wewnętrzne łzy, co się w wiersze czarowne wysączają tajemnie.
Wzdyma i chwieje wieczorny jesieni wiatr tłuszczę chwastów na stokach. Wzdyma się, kołysa, chwieje, szumi i zamiera dziki chwast.
Świszcze i świszcze dziki chwast. Żołnierz pod bronią przechadza się tam i z powrotem po prostym bankiecie nasypu.
Wymiń te miejsca, wzgardzicielu, przechodniu, który niesiesz w ramionach swój ludzki skarb, ukochane piękno, konającej głowę Meduzy! Uchodź w mrok nocy, lub w siedlisko kłótni, w szale swym nienasyconej!
Z ziemi najdroższej, z najświętszej, z ojczystej, z mazowieckiego gruntu usypane są ramiona tych fortów.
O, hańbo!
Kości grenadyerów z pod Woli leżą pod chwastem w tych stokach. W głębi czworoboków, co wspaniale z pod nieba grożą, krew strzelców Sowińskiego. Mężną piersią przeszytą padłszy, gębami ją w ojczysty piach wyrzygali. Westchnienie ich ostatnie w ziemi tej, gdy stygli, zdeptani