Strona:PL Sen o szpadzie i sen o chlebie 109.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ptaszek mały, sikorka boża, przyleciał z lasu odległego i spoczął między rosochatemi gałęźmi. Wtulił głowę w lśniące swoje pióra i podejrzliwem wejrzeniem przypatrywał się światu. Ale oto i on przeciągłym poświstem zaczął wypominać tensam w niepamięci zagubiony widok. Samotnica usiłowała objąć ów świat przepadły myślami stałemi, przygarnąć do swego serca odbiegłego, — ale się wymknął, jak po ocknieniu pierzchający sen… Nie chciało już przystać do serca szczęście, które ongi miało w niem swoje siedlisko. Wodziła tylko wewnętrznym wzrokiem po jego szlakach niedostrzegalnych, — drogach motyla w powietrzu, który już na zawsze odleciał. Niejasno wspominała, błąkając się, jakoby gość przygodny, w znikomem kole oczarowania, zgasłe swoje tęsknoty za pięknymi chłopcami, — martwe już a tak niegdyś płomienne żądze dziewczyńskiego serca, żądze spojrzeń rozkochanych, uśmiechów radosnych i niedającą się najsroższemi groźbami wyniszczyć rozkosz czekania. Przewinęły się i same słowa śpiewki z tamtych lat. Westchnęły wszystkiemi zapachy owoczesnych łąk, tamtejszych kwiatów, zalśniły rosą poranków, — przejęły piersi niewysłowionym żalem, drżeniem miłosnem tamtych — ciemnych — głuchych nocy, — i przepadły, jako ten wiatr w polu.
Podniosła oczy w górę ku ptaszkowi leśnemu. Pytanie z dna duszy podźwignęło się przed jego cichą piosenkę, która tak wszystko wiedziała.
Czy jest na tej ziemi gdzie jaka sprawiedliwość? Czy jest gdzie miara na łzy i waga na