jutro na nią będzie czekał i z dwudziestoma fenigami wyszli na ulicę.
Do Antka było kawał drogi, mróz ściskał, dławił i łapał za uszy. Rozgrzani kawą, szli szparko, z minami do stu djabłów.
— Wiesz co? — szepnął Wacek — wyglądamy, jakgdybyśmy mieli w kieszeniach po tysiąc blatów najmniej.
— I to nas ratuje, daje kredyt i szacunek Niemców. Lotti ani pomyślała, że masz całego majątku dwadzieścia fenigów.
— Inaczej odwróciłaby się plecami do nas i ani spojrzała. Trzeba znać Niemki.
— My je znamy.
— Poznajemy je przez brak gotówki.
W pracowni u Antka było jasno, ciepło i wesoło. Żelazny piec buchał gorącem, woda z zamarzniętego v okna, umieszczonego na dachu, kapała; mroźne, jaskrawe słońce padało zukosa, oświetlając część izby. Antek, rad z siebie, że go stać było na węgiel, czuł się w tej chwili wielkim panem, smarował zawzięcie, a potulny Niemiec, z nasrożoną poważnie miną, pozował, uzbrojony w halabardę i czapkę z XV wieku.
Weszli z hałasem i szykiem miljonerów. Antek nie obrócił się, również z wielkiego szyku.
— Mamy dwadzieścia malutkich całego majątku — rzekł Wacek na przywitanie.
— A kredytu?
— Na dwa obiady.
— I nic więcej?
— Nic, a do pierwszego — dwadzieścia dni...
Antek się odwrócił, Niemiec postawił cicho halabardę i usiadł.
— Mam do stracenia dwie marki.
— Cóż to znaczy? Jutro ma wolne Lotti, potrze-
Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/010
Ta strona została skorygowana.