buję dużo mamony. Franek radzi, abym pożyczył od Lotti...
Zaśmieli się wszyscy trzej; Niemiec za nimi z grzeczności.
— Franek — znany idjota — rzekł poważnie gospodarz. Raptem spostrzegł coś świecącego na palcu Wacka.
— A to co? — wskazał ręką.
— Pierścionek zaręczynowy.
— A gdzież narzeczona?
— Na Litwie.
— A ty w Bawarji... i jeszcze się namyślasz?
— Nie mogę!... Chociaż jej nie kocham, a zaręczyły mnie z nią dwie rodziny: moja i jej, zawsze nie mogę i nie chcę.
— A jutro z Lotti możesz i chcesz do menażerji i do teatru małp...
— To co innego, a zaręczynowy pierścionek co innego.
— Któż twierdzi, że to samo?...
— Nie, nie, moi drodzy, pierścionek zaręczynowy to świętość!...
— A więc nie lepiej, że ta świętość pójdzie pod klucz i na nią nie będzie patrzeć Lotti podczas twoich z nią pocałunków, idjoto!...
— A jak się Lotti uprze — zawołał Franek — gotóweś jej go dać. Pod klucz pierścionek przed łakomemi oczami Niemek!
— A rozumie się — dodał Antek — rozczulony pieszczotami idjota może stracić tę świętość i dopieroby wtedy był bal, co się zowię...
— Nie rozstanę się z nim nigdy. — To „nigdy“ wymówione było jakoś miękko.
— Pokaż go! — rzekł rozkazująco gospodarz, wyciągając rękę. — Przecież wolno świętość tę przynajmniej obejrzeć.
Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/011
Ta strona została skorygowana.