Wacek zdjął pierścionek, Antek z Frankiem oglądali go, Niemiec zdaleka wyciągał szyję.
— Brylant wspaniały i ośm rubinów, ależ to skarb!
— Skarb — powtórzył Franek.
Niemiec zbliżył się, prosząc pokornie o zaszczyt obejrzenia pierścionka.
— Dreihundert Marken — szepnął.
Roześmieli się wszyscy razem.
— Zamłodu, póki nie straciłem oczu — mówił Niemiec — pracowałem w tym interesie — westchnął. — Dobre to były czasy.
Wacek siadł na przewróconej pace i dumał, Antek rozmawiał cicho z Niemcem, Franek chodził po izbie.
Na dany znak przez Antka, Niemiec i Franek pochwycili czapki i cicho wyszli. Antek zaczął dalej malować, Wacek dumał, z miną zrozpaczonego.
— Ale to nie może być! — zawołał, zrywając się z miejsca.
— Zaczekaj, niedługo przekonasz się o możności rzeczy ludzkiej.
— Nie chcę. Czy ty słyszysz, ja nie chcę.
— Słyszę, lecz nie wiem, czego nie chcesz? — pierścionka czy Lotti?...
— Chcę pierścionka! oddajcie mi pierścionek!
— Wacek, nie bądź idjotą, proszę cię, w twoim wieku i przy twoim talencie. Jak ci idzie z robotą?
— Stoi i schnie. Na oknie mej izby lodu na dwa cale, ciemno i zimno.
— Rozgrzeje się i lód zejdzie.
— Zejdzie, mówisz?
— Przekonasz się.
Wacek zamilkł, włożył tragicznie ręce w kieszenie i chodził szerokiemi krokami.
Pięć minut panowało dramatyczne milczenie. Wackowi się zdawało, że cały wiek.
Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/012
Ta strona została przepisana.