Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/014

Ta strona została przepisana.


— Przed koniakiem — kapelusz!...
— Oczywiście! Kapelusz bajeczny musi zrobić piorunujące wrażenie.
— Bajeczno-piorunujące! — zaśmiał się Wacek, kochający olbrzymie porównania.


II


Wielka pracownia na czwartem piętrze, okno, wstawione w otwór, wycięty na dachu, sztalugi, na nich pozaczynane obrazy, szkice, poprzybijane do ścian, w kącie stare mundury i kostjumy wiejskie. Na środku, ubrany opięto, ze swoim poczciwym uśmiechem, patrzący oczyma bławatu na świat, serdecznie i dobrodusznie, stał zamyślony Wacek, trzymając w prawem ręku pędzel, w lewem paletę. Spojrzał na obraz.
— Jest w nim coś, jakieś zimne drewno i szarość, która w moich oczach zmienia się w brud. Niech pioruny trzasną, jestem skończony, bajeczny idjota, nie mam pojęcia o kolorze, nic nie umiem, a tu każą mi wracać, żenić się, brać do roli, krowy doić, masło robić. Masło przeze mnie zrobione byłoby bajeczne.
Chciał rzucić pędzel, lecz błyskawiczna myśl wstrzymała go, zbliżył się szybko do obrazu i drżącą z niecierpliwości ręką malował. Po kwadransie odstąpił parę kroków, przyjrzał się i westchnął.
— Rozjaśniłem kończyny i pejzaż wystąpił, plamy wyraźniejsze, ale drewno zostało i ta wściekła szarość. Powinienem szyldy malować i krowy doić, a nie starać się o to, aby ducha swego na płótnie więzić. Co go chcę złapać — ucieka. Gdzież jest? — obejrzał się po wielkiej izbie. — Gdzie? Męczarnia! — szepnął.
Wpadł Antek z artystyczną brawurą szczęśliwca.
— Patrz, jaka nędza! — zawołał Wacek, wskazując na obraz.