Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/017

Ta strona została przepisana.

— Nieprawda, idjoto, jesteś najzdolniejszym z młodych w całej naszej kolonji.
— Kłamiesz, niczem nie jestem, a raczej jestem wielkim osłem.
— Nieprawda!
— Dowiedz mi tego, co mówisz, patrząc na ten landszaft...
— Nic łatwiejszego.
— Daj pokój, bo będziesz gadał same banalności lub głupstwa, a ja przecie znam moją wartość.
— Właśnie, że o sobie nie masz najmniejszego pojęcia. Na tym punkcie idjotyzm twój dochodzi do szczytu.
— Mój drogi, co mamy napróżno wodę mącić.
— Masz rację.
Chodzili obadwaj zamyśleni po izbie.
— Wacek, wiesz, co mi przyszło do głowy?
— Nie wiem.
— Na dowód, że ja mam rację, leć do naszego „starego“ i powiedz mu: — „Wykup pierścionek albo się ożenię i basta!..“
— A on?
— On, jeżeli wierzy w ciebie — wykupi, jeżeli nie — powie ci: — „Żeń się! — i pomyśli sobie: ...lepiej, że ten idjota będzie krowy doił, jakgdyby psuł farby i płótna“.
— Jestem pewny, że nie wykupi.
— Zakład!
— Poco zakłady, urżniemy się — jeżeli wykupi. Jeżeli nie — jadę! Na pożegnanie również się urżniemy.
— Masz rację.
— A zatem — do „starego“.
— Do „starego“!
Wacek rzucił się z gwałtowną nerwowością do ubierania.