Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/022

Ta strona została przepisana.

— Pomożesz mi go ułożyć, musi być tak czuły, aby narzeczona odgadywała łzy, rozpacz i westchnienia. Westchnień dużo!... Westchnieniami ułagodzimy obrażoną jej dumę własną...
— Bądź spokojny, napiszę. Czy wiesz, że ja czasem do swych starych lub na nowy rok rżnę wiersze, gdy jestem goły, jak basetla...
— Jesteś poetą!
— Zdaje się!...
— Masz kwit, wykup pierścionek. Niemiec będzie wściekły, pewno myślał, że do niego przyschnie. Wpadnę do pracowni i na modę „starego“ podłożę. Potem napiszemy bajeczny list. Wiesz, gdyby nie poczciwy „stary“, nie byłbym artystą!... A jeszcze jak sprzeda amerykaninowi landszaft i wytarguje choćby pareset marek?! Sam mówisz przecie, że to nie jest ostatnia hołota!
— Mam cię, a gadałeś, nie wierząc w to, co mówisz.
— Tak mi się teraz zdaje.
— Jak masz pierścionek, wolność i pięćdziesiąt blatów w kieszeni.
Antek wziął kwit, pobiegł po pierścionek. Wacek, pod wpływem wielkiej radości, schwycił paletę i pędzle i na sposób „starego“, zaczął gorączkowo rozjaśniać. Pot spływał mu po twarzy, tak był przejęty, szczęśliwy, natchniony. Obraz w oczach się zmieniał, tracił drewnianość, nabierał światła, ruchu, powietrza.
Wszedł Antek, stanął za nim i patrzył.
— I ty miałbyś krowy doić? — odezwał się.
Wacek odstąpił od obrazu, milczeli długą chwilę, nareszcie Wacek rozśmiał się wesoło, serdecznie, jak dziecko, i rzekł:
— „Stary“ zrobił mnie artystą! i basta...
— Gdy ci się rozjaśniło we łbie, rozjaśniło ci się i na obrazie. Zawsze tak bywa.