Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/025

Ta strona została przepisana.

gospodarstwie krowy nigdyby nie były w swoim czasie dojone.
— Prawda, prawda — zaczął pisać.
Antek wybiegł, Wacek rzucił pióro, zerwał się i chodził po wielkiej izbie, wzburzony radością i grą nerwów.
— Przecież nie popełniam żadnej zbrodni?... Kocham sztukę, jestem artystą i to niech mnie tłumaczy. Zacna, dobra, szlachetna dziewczyna, oddawała mi rękę i majątek! Nie jestem jej wart, a zmienić się — niema gadania. Gdybym się zmienił na porządnego faceta, czuję, że zostałbym tylko durniem. Przecież nie wolno mi przestać być sobą, stracić uroki swojego ja, swych porywów, nadziei i wchodzić w skórę, w grubą skórą szlachcica. Niepodobna! — postępuję uczciwie, mam być fatalnym szlachcicem, zaprzepaszczającym majątek żony, niechże będę rzetelnym artystą. „Stary“ mówi, że mam odrobinę talentu.
Wpadł Antek, spojrzał na papier:
— „Kochana — droga“, tyle przez dziesięć minut?! Widzisz, idjoto, malowałeś!
— Anim się dotknął.
Wacek usiadł.
— Cóżeś robił?
— Filozofowałem.
— Ty?! — ha! ha!
— Pozwól mi przynajmniej w tak ważnej chwili życia mego pofilozofować. Nie widzisz, że stoję na przełomie...
— Idjoto, siedzisz na stołku. No, piszże raz przecie i skończ, zanim zapakuję pierścionek.
Pierścionek i list odnieśli na pocztę, kwity schowali. Wieczorem odbyła się skromna uczta w gronie najbliższych przyjaciół z powodu powrotu marnotrawnego syna na łono matki-sztuki. Mowy sypały się, jak z rogu obfitości, humor prawdziwie cygańsko-