— Boję się — odparła.
— Kogo?
— Panicza — odpowiedziała w rozkosznych płomieniach.
Dziewczęta w śmiech.
— Czyż to ja jestem taki straszny?
— Nie — szepnęła cichutko — ale jakiś inakszy...
Zwierzenie to podziałało na artystę, wzbudzając coraz większą ochotę do rysowania.
— Zrobię ją — pomyślał — przy blasku południowego słońca, pod lipą, w leciutkim cieniu drzewa, zasłuchaną po zwiastowaniu... Anioł wraca do nieba, rozpływając się w niebieskawem przezroczu...
Dziewczę w spojrzeniach artysty nie mogło dłużej tkwić — powstało.
— I nie zaczekasz na siostrę?...
Dziewczę nic nie odpowiedziało, wzięło koszyczek, pociągnęło chusteczkę, co jej z czoła spadła, i cichutko, jak myszka, przesunęła się po schodach — znikła...
Dziewczęta cicho się śmiały.
— Skąd Jagusia? — zapytał.
— Z Bronowic — odpowiadały.
— A Bronowice?
— Za Łobzowem, wielki gościniec sam zaprowadzi, byle minąć kolej, co się zakręca ku Oświęcimowi.
Poleciał na górę, otworzył okno — patrzył. Na zielonym dywanie trawników, wśród nagich, czarnych drzew przesuwała się Jagusia w jasnej, perkalowej spódniczce, wielkiej, szkarłatnej chustce na ramionach i białej chusteczce na głowie. Mknęła, jak kwiat ruchomy, wśród zieleni i nagich drzew...
— Wiosno! — zawołał z całych sił — nie słyszała. — Ach, jakaż kolorowa w kwietniowem słońcu!
Poskoczył do płótna, naznaczył drzewo, dziewczę
Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/036
Ta strona została skorygowana.