i anioła, ginącego w niebieskich blaskach słońca — rzucił kredą.
— Co tu, w tej ciemnej budzie, czas napróżno tracić!... Do światła, do słońca, do wiosny, do drgań powietrza, do życia, rozkoszy, natury!...
Usiadł, kręcił papierosa i marzył:
...Mam obraz i palę się do niego!... A może ty, łajdaku, palisz się do dziewczyny? To i cóż? Palą się do wiosny — to wiosna i mego życia. Nie oddam tej wiejskiej dziewczyny za wszystkie monachijskie Bawarki, za wszystkie paryskie kokoty, za cały świat... i basta!
Zerwał się, zapalił papierosa.
...Te czarne, podpalone na brunatno oczy, jakże one patrzą; te usteczka, wymawiające: — „Siostra nie wróciła...“ — jakże się poruszały, pokazując białe zęby, jak u młodej myszki... Nie, ja tu nie wytrzymam w tym brudnym Krakowie, w tej gorącej, pełnej zgniłych zapachów budzie!... Na wieś, do Bronowic!... A dalej co? Co dalej? odpowiadaj! Co ja mam odpowiadać na niedorzeczne pytania?... Skończ obraz — wielki brak mamony — a wtedy odpowiesz, jak się spodoba.
Rad, że tak dobrze i logicznie skończył ze sobą samym, wdział paryskie rękawiczki, kapelusz pochylił nieznacznie na lewe ucho, wziął laseczkę, przejrzał się i zadowolony ze swego szyku, młodości i urody, poszedł do rodziców na obiad.
U wyjścia ze szkoły spotkał zamaszystego kolegę.
— Mam obraz! — zawołał do niego.
— Skończony?
— W głowie.
— W głowie, no, to co innego, ja ich mam parę kóp...
— Widziałeś śliczną Jagusię z Bronowic?
— Nie widziałem, lecz mniejsza z tem. To ci tylko
Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/037
Ta strona została skorygowana.