książątko, z Jagi gębusi ma podobniusieńką malować Świętą Panienkę.
— Panicz z Krakowa do naszej Jagusi, a to cud...
— I błogosławieństwo.
— Błogosławieństwo — powtórzyły kumy — jeżeli mu za kołnierzem djabeł nie siedzi.
— Gdzie tam, gdzie tam! — zawołała kuma — dobrze mu z oczu patrzy, a taki jakiś pochlebny i miły, że do rany przyłóż.
— Tak się wam spodobał?
— A tak.
— Ano, to djabeł ogień rozpala.
— Stuliłybyście gęby, bo ino je otwieracie na boską obrazę.
Kiedy we wsi pogwara leciała, że do Jagusi Czepcównej panicz z Krakowa, piękny jak malowanie, przyszedł, Wacek otworzył drzwi izby.
Przy oknie, wystraszona, stała Jagusia; wargi jej drżały, rumieniła się, łapiąc w płuca powietrze, nie śmiała spojrzeć, rzęsy zasłoniły jej oczy, głowę pochyliła.
— Niech będzie pochwalony — rzekł Wacek, a głos mu jakoś drżał.
Dziewczę nie odpowiedziało.
— Nie chciałaś, Jagusiu, przyjść do mnie, to ja przychodzę do ciebie. — Zdjął kapelusz, usiadł. — Teraz, moje śliczności, już mi się nie wymkniesz, tu, na otwartem polu, będę cię malował.
Do izby wpadł młody czternastoletni chłopak i stanął, jak wryty.
— Jak ci na imię? — spytał go Wacek.
— Jaś!
— Jaguś — twoja siostra?
— A ino!
— Mój Jasieczku, poproś siostry, aby mi uwarzyła mleka, jeść mi się okrutnie chce.
Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/044
Ta strona została przepisana.