bezładnie. Nie wiedział, czego chce, nic nie pragnął. Oczy dziewczątka, przysłonięte do połowy rzęsami, świeciły mu, drgające uśmiechem, kąciki wąski h[1] ust drżały... Czuł ją obok siebie, gonił ją myślą, słuchał, lecz nie słyszał...
...Coś się we mnie przewala, coś przemienia, coś się dzieje, lecz niech mnie piorun trzaśnie czy wiem co? Gdybym mógł przyłożyć ucho do mego serca, posłuchać jego szmerów i dowiedzieć się, czego chce i czego pragnie. Ściąć kosą ten kwiat wiosny — to podle — nigdy!... Niech rośnie, niech się rozwija w cieple słońca, w krasie niewinności.. Dlaczego rzucam myśl zrobienia z dzieweczki Madonny? Coby to była za Madonna, klękajcie narody! Słodycz, prawda i te wielkie oczy, patrzące głębiami tęsknoty. Wiosna śmieje się do słońca, a w oczach głębie nieskończoności.
Zerwał się i chodził po pokoju.
...A jednak nie mogę malować Madonny, nasz pejzaż mnie bierze i drgające światłem powietrze. Wszystko mnie bierze — wiosna, kraj rodzinny i dziewczę... Wszystko się łączy i miesza w mej głowie, tworząc jeden wielki plener, którym oddycham, pragnę go przycisnąć do serca i tonąć w nim. Wiosno, ty uroku młodości! Być młodym i wiosnę mieć obok siebie i w sobie — to rozkosz! Jest mi tak dobrze, jak wtedy, gdym zdał maturę, wyszedłem z gmachu szkolnego, spojrzałem na świat i odetchnąłem. Nic nie myślałem, niczego nie żądałem, świat był dla mnie białą plamą, płótnem niedotkniętem — alem oddychał, oddychał, oddychał — już na drugiej stronie, i dziś staję przed rozpiętem na ramach czystem płótnem i oddycham świeżością wiosny i budzącą się wiosną w mem sercu. Nic nie żązam[2] od świata i ludzi. Zato od słońca chcę ciepła, farb, różowej jutrzenki, tęczowych kolorów, złota,