Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/062

Ta strona została przepisana.

wicza!... Niech będzie, kim chce, tyle uciechy, co z nim. Serce rwie się do niego i raduje się, gdy go ujrzy, a co będzie, to będzie, jedno życie... i już! A Walek? Ej, co Walek przy takim delikatnym paniczu, co bławatami swych ślepi zawraca, a głosem ciągnie, a pańską mową podbija — grzeczny, przyścipny. Niech, co chce, będzie, jedno życie, lgnę do niego i już!... Byłeby się tylko o tem nie dowiedział, bobym się spaliła ze wstydu. A któż mu powie?... Chyba ta sroka, co siedzi na słupie i słucha, wygada. A niech mu powie, jeżeli mowę sroki zrozumie — rozśmiała się. — Ale on gotów z moich ślepi wyczytać, z mego zawstydzenia, z mego głosu, bo ja głupia jeszcze jestem i kryć się nie umiem. A jak wyczyta, to co? Ucieknę i schowam się, choćby w mysią dziurę, niech mnie znajdzie... Zarazicko mi się spodobał, w szkole na schodach, kiedy tak ślepia swoje we mnie utopił, myślałam, że padnę. Tego topienia ślepi we mnie nie mogłam znieść i uciekłam. Nie pomogło, przyszedł tu! Idzie... idzie... wywija laseczką, zdaje się, że mnie już dojrzał...
Pochwyciła blaszankę z mlekiem i pomknęła ścieżką naprzód.
Młode serce mocno się biło, nożyny uginały się, ze strachu bladła i kraśniała, a idąc, powtarzała w duchu: — „Niech się dzieje, co chce... jedno życie!“
— Jaguś, tak rano? — zawołał Wacek, zdejmując na przywitanie kapelusz.
— Hej, hej, panicz mówią: — rano, a to może i późno. Słonko rozpędza mgły i niedługo stanie nad zamkiem.
Zatrzymali się naprzeciw siebie. Wacek wyciągnął rękę, Jaguś podała swoją. Chciał ją podnieść do ust — wyrwała.
— Nie chcesz, żebym ci rękę ucałował?