Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/064

Ta strona została przepisana.

— Panicz, to co innego! — panicz jest paniczem, a Walek — Walkiem.
Wackowi markotno się zrobiło, raptownie Walek jakby stanął pośród nich.
— Walek kocha cię, Jaguś?
— Nie wiem — szepnęła — coś tam plecie, że się wlubiła jego dusza we mnie...
— A twoja wlubiła się w niego?
Podniosła swoje czarne ślepia i wlepiła je w Wacka, na chwileczkę zasłoniła je rzęsami, rumieńce zakwitły na jej smagławej, podpalonej twarzy, westchnęła cichutko i łapiąc całą siłą w płuca powietrze, przyśpieszyła kroku.
Szli, zamyśleni, obok siebie, słońce stanęło nad zamkiem, mgły, kłębiąc się, leciały za kopiec, ziemia, dobra rodzicielka, grzała się pod promieniami słońca, zdaleka widać było srebrem migocące wody Wisły.
Wackowi smutno się zrobiło, dziewczę nie śmiało przemówić. Dla przerwania ciszy deklamował półgłosem:

„Przyleciały wróbelki
Do Panny Zbawicielki
Cantantes.

Przyleciały łańcuchy
Łabędzi srebrne puchy
Mutantes.

Puchu wzięła troszeczkę
Zrobiła poduszeczkę
Dzieciątku

Potem je położyła
I sianem nakryła
W żłobiątku.“

Przestał, dziewczę stanęło, patrząc, rozrumienione, na młodego chłopca.
— Takiej kolędy nie słyszałam — szepnęła.