— Bajeczna! — szeptał Wacek — bajeczna!.. I bajecznie kolorowa...
Rozbudzony bajeczną kolorowością dziewczęcia, wbiegł po spadzistej krawędzi na wyniosłość wąwozu i szukał wzrokiem pejzażu — ram, w którychby tę bajecznie kolorową plamę umieścił.
Poza wioską spostrzegł rosnącą olszynę nad brzegiem potoku, linja jej łamała się biegiem wody, pośrodku tworząc bramkę, za nią woddali niebieskawe powietrze, a białe, puchowate chmurki ciągnęły naprzód.
— Na pierwszym planie moja kolorowa, śmiejąca się do słońca. Co za myśl, może sztuka przestanie palić fajkę i spojrzy na mnie. Ale cóż! stara, twarda, jak krzemień! A niech ćmi fajkę do skończenia świata i milczy — my swoje...
Pobiegł do karczmy zabrać płótno.
— Tomaszowa dziewucha zabrała bułki — odezwał się karczmarz, podnosząc jarmułkę na przywitanie.
Wacek rzucił mu srebrnego guldena, pochwycił płótno, farby, sztalugi i wybiegł.
Karczmarz kręcił głową:
— To pan, kiedy rzuca guldenami, jak miedzią. Na cosik się zanosi. Gdybym ja był Tomaszem, nie dałbym dziewczyny malować. On ją pomaluje!... Znam ja ich, tych krakowskich lakierników — oni malują, aż zmalują. Ten przynajmniej pan, płaci po pańsku, no i z gęby na panicza patrzy. Tomasz — głupi, powinien lakiernika odpędzić, a Walka trzymać... Walka trzymać całą garścią!...
Wacek wybrał miejsce. Bramkę, utworzoną z olszyny, umieścił na środku zielonej łąki, na lewo naznaczył miejsce na wielką lipę, wgórze — białe, wełniste chmury, wtem Jagusia srebrnym zawołała głosem:
— Paniczu, śniadanie!
Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/067
Ta strona została przepisana.