Jaguś nie odpowiadała, ostatnia jej nadzieja zgasła za rogatkami.
— Przepadł, jak kamień w wodę, pojechał i zostawił mnie samiuteńką na całym Bożym świecie...
— Walek dziś galanto koło naszego wozu się uwija — szepnęła jej siostra.
— Co mi tam Walek — odpowiedziała, wzruszając ramionami.
— Więc któż?
— A nikt.
— Wiem ja ci, kto. Ej, głupia, głupia, za królewiczem cnisz.
— Bom zaczarowana królewna — odpowiedziała Jagusia.
Wielkie „hura!“ rozległo się od strony karczmy. Jaguś drgnęła, pokraśniała, radością zaświeciły jej oczy. Dwunastu ludowców, jako dwunastu parobczaków ochoczych, witało weselników. Dyzma z chlebem i solą wyszedł do panny młodej. Oracja jego była krótka, ale wesoła i przyścipna. Śmieli się wszyscy. Wacek przyskoczył i wyciągając do Jagusi ręce, szeptał:
— A mój kwiateczku, mój bławatku, mój skowronku, stęskniłem się za tobą, lecz cóż, deszcz lał, jak z cebra, o robocie na świecie ani marzyć.
Wziął ją na ręce i zaniósł na chodnik.
— A ty? — zapytał.
— Cnełam — szepnęła. — A jakem panicza w kościele i na rogatkach nie ujrzała, to mi się tak markotno zrobiło, żem se rady dać nie mogła. Chciałam wyskoczyć z wozu i lecieć heń! heń!...
— Moje ty dzieciątko!
— Jaguś, Marysia cię woła! — zagadnął w sutej kierezji Walek.
Skinęła Wackowi głową i pobiegła. Walek poszedł za nią. W izbie weselnicy i muzyka, obsługiwani
Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/077
Ta strona została przepisana.