Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/078

Ta strona została przepisana.

przez ludowców, obstąpili stoły. Kiełbasa, za nią stosy bułek i chleba znikały; piwo się lało, słodka wódka zwilżała gardziołka niewiastom.
Gwarno, wesoło, ochotnie. Wystąp malarzy, ich gościnność, usłużność, stroje — porwały serca weselników. Dziewczęta patrzyły na ludowców rozkosznie, śmiały się do nich, rade im dusze oddać. Parobcy i drużbowie starali się nastroić do grzeczności i uprzejmości ludowców. Z początku było im trudno, czuli się onieśmieleni, lecz później, po mocnej wódce i piwie ciepło się zrobiło, zuchowatość wyjrzała im z oczu, z ruchów, z uśmiechów i konceptów. Zuchowatość, ta krasa krakowskiego parobka, przechodząc we wrzenie, działała na dziewczęta rozkosznemi dreszczami. Zuchowatość ta jednak była łagodzona grzecznością, braną od ludowców...
Żyd z za szynkwasu, gładząc brodę, szeptał:
— Pięknie, delikatnie, ale co będzie później, jak się zacznie z czubów kurzyć?! Co wtedy będzie z panami malarzami? Dziewczęta ino na nich wytrzeszczają ślepia...
W karczmie robił się rozkoszny szmer, z którego jak rakieta wybuchał koncept — za nim śmiech i znowu rozkoszny szmer rozmów, opowiadań, zalecanek... Dziewczęta wodziły za ludowcami ślepiami i śmiały się do nich serdecznie. Jaguś szukała swego, lecz nie znalazła, wyjrzała przez okno i zobaczyła siedzącego na ławie przed karczmą, zapatrzonego. Nieznacznie wysunęła się z izby.
— Paniczowi czegoś markotno? — spytała nieśmiało, stając przed nim. — Czy nie dlatego, żem od panicza uciekła?... Uciekłam, bo się ludzi boję.
— Ależ nie, moje dziecko. Smutno mi jakoś.
— Smutno, na wiosnę, choć panicz sam jak wiosna? Smutno na weselu, kiej wszyscy są?
To miało znaczyć: kiedy mnie masz blisko siebie.