nie mogę. Nie mogę!.. i ani się mocować z tem nie mam sił...
Zasłuchana we własne myśli, z głowę, podpartą na ręku, siedziała, patrząc w świat. Serce jej wypełniło się tęsknotą, dusza — żalem za nieznanem a upragnionem, za tą potrzebą miłości — tej wiosny w wiośnie życia.
Przed wieczorem weselnicy wrócili na wieś do zagrody panny młodej. Do chaty Tomaszów wpadła starsza siostra.
— Ej, Jaga, jakaś ty głupia, podajesz się tylko na ramoty ludzkie i tak sobie poczynasz, jakbyś już była jego; gotowe obmówisko.
— A niechta — szepnęła Jaguś, rada, że może cierpieć za niego.
— Walek markotny, na złość hulał z Kaśką, że aż ziemia jęczała.
— A niechta — powtórzyła.
— Ona mu okrutnie rada.
— To dobrze.
— Jaga, co ci w głowie, pomyśl ino. To panicz, malarz z hedukacją, syn pono dziedzica, przecie się z tobą nie będzie żenił.
Jaguś milczała.
— Jaguś, pomyśl ino i wyrzuć se z głowy te głupstwa, co nie warte kłaczka siana, źdźbła słomy.
Dziewczę milczało.
— Nic nie mówisz? Dziecko, przecie ja nie chcę twojej zguby, nie opowiadam przed ojcami. Kocham cię, jak własną, bom cię wyniańczyła.
Jaguś się rozpłakała, siostra przycisnęła jej głowę do swych piersi.
— Wlubiłam się w niego — szeptało dziewczę — że se rady dać nie mogę i już niema dla mnie nijakiego upamiętania, ino zmiłowanie Boskie...
— Zapomnisz — mówiła Marysia.
Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/085
Ta strona została przepisana.