Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/090

Ta strona została przepisana.

w komorze, płacze za nim, a on chciał, aby tańcowała z nami, śmiała się i dokazywała!...
— Wacek, Wacek — kończył Antek — czy ty naprawdę tego chciałeś od tego biednego dziewczęcia?...
— Kupujesz z nami grunt w Bronowicach?
— Zobaczymy po ucięciu nogi.
— Co, po ucięciu nogi?
— Tak mnie okrutnie boli, że pewno na tem się skończy.
— Wacek, co ty pleciesz — dawaj papierosa.
— Jest ich sto, bierzcie, palcie, A możebyście się napili po kieliszku konjaku? Dyzma, otwórz szafę.
Dyzma nalał i podał Wackowi.
— Napij się, a fantazje obcinania nóg cię odlecą...
— Za zdrowie naszego ludu, w ręce przyszłych gospodarzy Bronowic małych.
— Dziękujemy!...
— I artystów!...
— Bezwarunkowo! Czemże być możemy?
— Malarz tylko na wsi mieszkać powinien.
— W Bronowicach małych zakładamy kolonję artystyczną.
Wackowi oczy świeciły.
— Marzę o tem — szepnął, lecz wśród ogólnego gwaru nie usłyszano go.
Dyzma otworzył okno.
— Dzień śliczny, świeże powietrze otrzeźwi cię. Pokaż nogę.
Była spuchnięta, sina, gorąca.
— Wody! lodu! Bądź zdrów, idziemy nad Wisłę wykąpać się i do pracy. Trzeba się wziąć, aby mieć mamonę na grunt w Bronowicach.
— I na postawienie pracowni!
— Jednej wspólnej w środku wsi — cóż myślisz?