Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/095

Ta strona została przepisana.

— Dzielny z ciebie facet, kolego.
— Jeżeli jeszcze nie pędzlem, to przynajmniej nadrabiajmy fantazją.
Marysia wniosła na tacy herbatę. Rozmowa zeszła na zwyczajne sprawy tego świata.
Po śniadaniu kolega się zerwał:
— Dziś na noc nie przyjdę, tymczasem proszę sobie radzić samemu.
Wyszedł. W pokoju zapanowała cisza, przeciwległe kamienice, oblane były wiosennem słońcem, ponad niemi widniał skrawek pogodnego nieba; Wacek leżał na łóżku, zapatrzony w szarawe, wypełnione parą wodną błękity, i zaciekawiony myślami, przelatującemi huraganem przez głowę. Nie był w stanie ani jednej z nich złapać, zatrzymać, skrystalizować... Zpośród wyłaniała się młodziutka dzieweczka, blada z przerażenia i żalu. Płakała — przez łzy zobaczył głębię w oczach... Jakże była bajecznie kolorowa, na stopniu jednokonki, skąpana w słońcu, zapatrzona w niego... Zamknął oczy — wciąż stała, słońce świeciło, młoda pierś wzbierała serdecznym żalem, usta drżały rozpaczą, nozdrza się rozszerzały...
— Całowałaby mnie, gdyby się nie wstydziła Dyzmy... Szukajmy kobiet, rzetelnych kobiet. Można je znaleźć wśród ludu. Ae jakże ja się z moją dzieweczką zobaczę?!... Przyjść tu — będzie się bać i wstydzić... Przeklęta noga, może mi zniszczyć całą przyszłość.
Zmienił okład.
— A może ją uratowała?!... Powiedziawszy prawdę, co jabym z tą dziewczyną robił na przyszłość, za pięć lub dziesięć lat. Ja, mąż chłopki?! Gdybym był panem, mógłbym sobie pozwalać na takie zbytki, na takie zachcianki, lecz biedny artysta, bez majątku... Wyrwać ją z jej rodziny, z przyzwyczajeń, ze wsi, z jej kolorytu i pejzażu, przebrać ją, wdzieć jej gor-