„...Pójdę aż za ciasnych skał krawędzie.
Spojrzę w lecące po niebie łabędzie,
I tam polecę, gdzie one polecą.
Bo i tu, i tam — za morzem i wszędzie,
Gdzie tylko poślę przed sobą myśl biedną,
Zawsze mi smutno i zawsze mi jedno.“
— Widzisz, mój drogi, nie mogę zrozumieć w waszej ludowej szczerości i prostocie piękna i poezji. Muszę dalej rozkoszować się perfumami Atkinsona i chodzić w rękawiczkach, w salonach patrzeć na odkryte, białe, delikatne, marmurowe ramiona. Te tylko kobiety znam, te rozumiem, te jestem zdolny ocenić, u nich tylko mogę podsłuchiwać bicia serc i przędzę myśli... I dlatego mi smutno, że między mną i moim światem a sztuką, zaczyna się rozdwojenie.
— Dosyć już kłamstw dławiło sztukę. Biedaczka, paliła fajkę i milczała... Może uda się nam rozweselić ją.
— Podobno raz tylko w świecie nowożytnym przestała palić fajkę, gdy jej dali znać o przyjściu na świat Michała Anioła.
— I powiedziała: — „Nareszcie!“. — Bo też to potentat, król królów, on nie szedł szablonem i komunałem. Ściana w kaplicy Sykstyńskiej — piorunami gada.
Wjechali na wieś, domki, porozrzucane na wzgórzach, malowane na bladoniebiesko, przykryte strzechą, ocienione drzewami śliw. W ogródkach, przy drodze, kwitnęły bzy, malwy i złote tulipany wychylały ciekawe głowy. Wietrzyk je poruszał.
— Dziwują się — szepnął Wacek, pokazując tulipany.
„ ..w pyłu chmurze
Błyska złota kareta, jedzie Kirkor...“
— Dziecko — rzekł Edzio wesoło.