to udało odwrócić, zniszczyłby cały porządek rzeczy i świat zaprzepaścił.
...Dziewczyna dała mi naukę wiecznego porządku, nie wolno mu stawać wpoprzek. Powiedziała słowo tak proste i szczere, jak jest sama, a tak wielkie, jak potężną jest przyroda, spokojna, niecofnięta. Nikomu nie wolno zabijać tego dziecka natury i jej szczerości... Należało mieć wzgląd i na nią, to wielka racja. Ona się nie prosiła, aby do niej Wacek przychodził, lecz jeżeli przyszedł, jej jest.
Wesoła wrzawa podniosła się i coraz więcej ludzi wbiegało do obejścia Tomaszów, kobiety otoczyły matkę, dziewczęta i parobcy siostrę Marysię. Dziwów było dużo, lecz radości jeszcze więcej. Edzio cofnął się pod cień starej lipy, nie zajmowano się nim.
Z pewnego oddalenia objął całość obrazu i starał się uporządkować wrażenia. W ogródku Wacek z Jagusią stali, oparci o jabłoń, osypaną kwiatem białym, pod promieniami zachodzącego słońca — różowym. Jaguś położyła mu ręce na ramiona, patrzyła mu w twarz, milczeli... Gdy się odwróciła — Edzio zobaczył staczające się łzy po jej twarzy — porwany pięknością dziewczyny, a pewno i dlatego, że nie umiał rozwiązać zagadnień, tworzących się pod jego czaszką, dla zgłuszenia myśli deklamował półgłośem, wsłuchując się z rozkoszą w muzykę pieśni Słowackiego:
„Są łzy, co mówić na zawsze zabronią,
A kiedy mówię, wpadłem w zamyślenie
I widzę jasne, błękitne spojrzenie,
Co się zaczyna nade mną litować,
I widzę usta, mnie chcą całować,
I drżę — i znów mnie ogarną płomienie.
I nie wiem gdzie iść? i gdzie oczy schował?
I gdzie łzy ukryć? i gdzie być samotnym.“
Jaguś uniosła się na palcach i przytuliła usta swe do ust Wacka, Edziowi serce zabiło, dziewczę cało-