mioty... Jagusia kocha pana i pewnie oddałaby za niego życie, lecz cię kocha również i dla przyszłego gospodarstwa, dla paru pięknych krów, które mieć będzie, dla ładnego dworku, który, sdodziewa[1] się, że postawisz. I to są jej marzenia. Nie miej jej pan tego za złe, bo to właśnie dowód, że będzie dobrą gospodynią, będzie dbać o to wszystko, co posiądzie... Wielki przymiot, wierzaj mi.
— Ależ nie zajmuję się temi subtelnościami...
— To najlepiej... I ja nie umiem łączyć subtelności z uczuciem. Pojmuje subtelność w filozofji, w czynach i w działaniu. Jeśli kochać, to już całem sercem. Miłość, analizowana subtelnościami, staje się analizą subtelności, lecz nie miłością, tem szczerem uczuciem, pochłaniającem nasze jestestwo, bez żadnych protestów, krytyk i dociekań.
— Przyznam się księżnej — pochwycił Wacek — że czyto skutkiem mej naiwności, czy rodzaju artyzmu, a pewno głupoty...
— Powiedzmy krótko, indywidualności pańskiej — przerwała księżna.
— Nie egzystuje dla mnie subtelności dociekania. Dziewczę mnie wzięło urokami szczerości, wdzięku, prostoty, uosobieniem wiosny, w prześlicznej polskiej wiośnie naszej... Jest dla mnie kolorową plamą wśród wesołego sentymentu natury naszej, za którą się stęskniłem.
— I wypadki same pana ciągną.
— Idę tam, gdzie muszę — prowadzi mnie życie. Nie iść, to znaczy, nie chcieć żyć szczerze. A uciec, jak radzi Edzio...
— Byłoby okropne! Lud cierpi krótko, lecz gwałtownie, boje się wybuchu uczucia Jagusi. I czyż to lud, w zetknięciu z nami, ma być zdradzany i oszukiwany?!... Czyż zawsze u nas, powtarzając za Hamletem: — „...zamiar czy myśl poćwiartowana zawiera
- ↑ Błąd w druku; powinno być – spodziewa.