tylko jedną cześć mądrości, a trzy czwarte tchórzostwa?...“
— Księżno, na Boga! nie jestem Hamletem i nie ucieknę od życia.
„Niechaj ci pierwsza jaskółka pokaże
Pod jaką belką gniazdko ulepiła,
Gdzie okienkamy błysną dziewic twarze,
A dach słomiany — tam jest twoja miła.“
— Wacek deklamuje! — zawołała młodzież, przysuwając się.
— „Prowadź, jaskółko!“ — dokończyła księżna. — Zdaje się, że pana do Jagusi zaprowadzili wiosna i Słowacki, zmieniony w jaskółkę.
— Niezawodnie — potwierdził Antek — na wszystkie bóle i radości życia Wacek ma Słowackiego. Słowacki jest jego myślą, jego filozofją, refleksją i upojeniem. Gdyby nie było Słowackiego, nie byłoby i Wacka. Byłby szlachcic, panicz, paryżanin, portrecista z wielkim szykiem elegancji, ale nie byłoby naszego Wacka.
— I Jagusi — dodała księżna.
— Niezawodnie, bo tylko Wacek Słowackiego mógł się podobać Jagusi, bo znowu jemu podobają się wszystkie ładne dziewczęta...
Wacek, wobec księżnej, zarumienił się, jak wiśnia, zły na Antka. Księżna, widząc rumieńce, zwróciła się do Edzia...
Z okien pałacyku biło światło, na werandzie czekał książę z domownikami, towarzystwo zmieszało się, wytworzyła się ogólna rozmowa, jak każdy ogół — banalna.
Wacek cofnął się nieznacznie w głąb parku, doszedł do bramy niespostrzeżony, najął na wsi wózek i odjechał do Krakowa.
Noc, rozjaśniona gwiazdami i szeroką, białą łuną