— Walka będzie zażarta, gdy dziś pragnę tylko kochać i żyć kochaniem...
Ach, jak mi smutno, że serce na kawały pęka...
„Dzisiaj na wielkiem morzu zabłąkany,
Sto mil od brzegu i sto mil przed brzegiem,
Widziałem lotne w powietrzu bociany
Długim szeregiem.
Żem je znał kiedyś na polskim ugorze,
Smutno mi, Boże!“
Siadł, oparł głowę na ręku.
...„Ojciec nie ma prawa mnie zabijać, nie jego jestem dziecko, a nie przeżyłabym, gdyby mnie go odebrano...“
Zerwał się.
...I ja nie mam prawa dla miłości ojca zabijać dziewczęcia, które kocham, do stu piorunów! Tak, kocham ją, nie dam jej sobie wydrzeć — nigdy! To praca moich myśli, wykwit mego uczucia, siła mojej fantazji. Bo ja wiem, zresztą, co?... To moje ja, a nikt nie ma prawa zabijać go we mnie. Kocham ojca, lecz on dla przesądów szlacheckich również nie ma prawa stawać wpoprzek potrzebom mojej duszy. Nie mamy obaj prawa zabijać dziewczyny i dobrze mówi księżna — demoralizować lud. Nigdy, za nic! Korona szlachecka nie spadnie mi z głowy! i co mi po niej? Czem ona jest dziś dla mnie — człowieka pracy? — Marnością nad marnościami...
Wpadł Dyzma.
— No, cóż? — zapytał.
— Ojciec mnie zwymyślał i gdyby miał z czego, wydziedziczyłby...
— Co się stało?...
— Wszystko o Jagusię...
— To ty naprawdę myślisz się żenić?
— Czy można się, idjoto, żenić nie naprawdę?
— Naprawdę? A więc naprawdę? A ja myślałem,