Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/142

Ta strona została przepisana.

— Że... że... przed kopaniem ziemniaków będziesz mój! — i uciekła.
— Dziewczyno — wołał za nią — a stójże!
Nie obejrzała się.
Poszedł sam, wybiegł naprzeciw niego Antek.
— Bosko się bawimy — mówił, zdyszany. — Lud krakowski w zabawie do kochania! Jesteśmy wszyscy, prócz Dyzmy. Ten, wystrojony w cylindrze, śmieje się, jak pies do kija, do bladej, anemicznej kołtunki.
— Pewno córka majstra murarskiego. Pachnie mu łaskawy chleb.
— W postaci kamieniczki dwupiętrowej na Dajworze albo na Powiślu Zwierzynieckiem. A tak wykrzykiwał za ludem! Wacek, ty ludu nie zdradzisz?
— Nie zdradzam nikogo!
— I ożenisz się z dziewczyną?
— Na kopanie ziemniaków.
— Świetnie! Zaimponujesz całemu światu! Co za rumor zrobi się w mieście, w szkole, w Monachjum. Co za szyk, co za bajeczny kolor!
— W jakiem oświetleniu? — spytał Wacek.
— Böcklinowskiem!
— Trzeba naprzód, żeby mój obraz w Berlinie zrobił wielki rumor, żeby poszedł i żeby była za niego mamona na wesele.
— Zrobi samą oryginalnością i tym wściekłym pędem. Wiesz, dziewczę cię kocha nazabój, a jaka ładna!!...
— Nie tyle ładna, ile w kolorze — odparł Wacek poważnie.
Zagrała bronowicka muzyka własna — harmonijka, flecik i skrzypki — dziewczę przybiegło do nich.
— Jaguś, ze mną! — zawołał Antek.
— Czy ino mój panicz pozwolą? — spytała, robiąc skromną minkę.