— Dobrze, dobrze, tańczcie razem! Jaguś, facet ten — dobry chłopak, szczery twój przyjaciel.
— Przecie to malarz, a nie żaden facet — odrzekła, stając w obronie Antka.
— Dalej, ostro! Antek, pokaż, co umiesz.
Marysia przypadła do Wacka, prowadząc go do małego ogniska.
— Bez ogniska niema obozowiska — rzekła wesoło.
— Siadaj, syneczku, tutaj i nożynę sobie wyciągnij — mówiła matka. Mamy i herbatkę i gotowane jajka i piwko w dzbanie, bo jakże się nie poweselić w takie wielgie święto i na Bielanach?!...
Obsiedli Wacka, ojciec, matka, ujkowie, Maryś gospodarowała przy ognisku, obstawionem garnkami, a młodzież na boisku hulała.
Pogwara szła, muzyka radowała serca. Najwięcej świdrował serce flecik. Wacek pił mocno ocukrzoną herbatą z arakiem i rozprawiał. Okrutnie lubiał mówić z ludem i umiał mówić, słuchali go ujkowie z pewną rozkoszą, a Tomasz z dumą. Radby zawołać: „Ludzie, patrzcie ino, jakiego mam zięcia!“
Po trzeciej szklance skraśniały twarze, a oczy błyszczały wesoło. Ujkowie się pochylili, starszy, używający na wielkim szacunku, szepnął do Wacka:
— Zezwalamy!
Pocałowali go w twarz najprzód pierwszy, potem drugi ujek. Tak się odbyła ceremonja zezwoleństwa w rodzinie.
Przed wieczorem przesunął się ojciec i rzekł:
— Wszystko to dobrze, ale jakże będzie z waszym dziedzicem? Pono okrutnie szlachcic puszysty.
— Niedługo wyjedzie na wieś, a wtedy!...
— A jak wróci?
— Będzie po wszystkiemu.
Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/143
Ta strona została przepisana.