Trzeciego dnia przyszedł list z Berlina od Edzia:
„Prawie, że bijemy Niemców naszą oryginalnością, energją i młodością. Niemcy, patrząc na nasze obrazy, szepczą: — „Jungkräftig!“ Przed twoim stoi zawsze gromadka zapatrzonych, twarze im się rozjaśniają, uśmiechają się, jakgdyby wypili odrazu cały kufel piwa, a mieli przed sobą gorące kiełbaski. Obraz twój, w dobrem ustawiony świetle, bije odrazu w oczy. Fałat, urządzając naszą wystawę, pokazał co umie.
Wczoraj zwiedzał wystawę dwór. W naszej sali bawił blisko godzinę. Cesarz zatrzymał się przed twym obrazem, pytał o szczegóły Fałata i roześmiał się wesoło. Za nim wszystkie uniformy dworu śmiały się i chwaliły na wyścigi.
W dwie godziny później Niemiec za reprodukcję twego obrazu ofiarował sto pięćdziesiąt marek.
Fałat sprzedaje ci obraz, postawił cenę sześćset, dają pięćset, wytrzymał... Pewno się za te pieniądze ożenisz!... Szkoda cię! Jeszcze raz powtarzam: szkoda! szkoda! szkoda! W normalnych stosunkach inaczej byś się rozwijał.
Twój Edek.“
Wacek drżał ze wzruszenia i radości.
— Zgadłeś! — zawołał — mam właśnie tyle, ile potrzeba na ożenienie, krowę i gospodarstwo.
Szkoda, szkoda, szkoda — kogo, co, gdzie — jak?... Pokażę ja ci w rok po ślubie, co to pejzaż znaczy!!...
Radość rozsadza mi serce, a on woła: — „Szkoda!“ Czego wy chcecie? Twarde, oplątane szablonem i konwenansem, łby, czego wy ode mnie chcecie? Ja czuję!
„Widzę, że nie jest On tylko robaków
Bogiem i tego stworzenia, co pełza.
On lubi huczny lot olbrzymich ptaków,
A rozhukanych koni On nie kiełza...