I uskrom kilku chłodnemi kroplami
Obyczajności swą bryczną naturę,
Abym przez twoją rubaszność nie stracił
Sam na opinii tam, gdzie będziem razem,
I w mych nadziejach nie upadł.
Gracyano. Posłuchaj,
Signor Bassanio: jeżeli nie przyjmę
Skromnej maniery, nie będę się z całem
Uszanowaniem tłómaczył i tylko
Kiedy niekiedy przeklinał; jeżeli
Nie będę nosił codziennie w kieszeni
Książki nabożnej i trusiej miał miny;
A przy modlitwie u stołu nie będę
Ramion na piersiach w krzyż zakładał, wzdychał
I mówił: amen; jeżeli nie będę
Strzegł pilnie wszystkich form przyzwoitości,
Jak ktoś, co postać świętoszka przybiera,
Chcąc się swej starej babce przypodobać:
To niech na zawsze mir u ciebie stracę.
Bassanio. Dobrze, zobaczę, jak się znajdziesz.
Gracyano. Tylko
Dzisiejszy wieczór ekscypuję sobie;
To, co dziś zrobię, w rachunek nie wchodzi.
Bassanio. Bynajmniej; szkodaby było, i owszem,
Radbym, ażebyś się w najparadniejsze
Szaty swojego humoru przystroił,
Bo biesiadnicy nasi będą chcieli
Wesoło czas przepędzić, nie mrukliwie.
Bądź zdrów tymczasem, mam pilny interes.
Gracyano. I ja mam także rendez-vous z Lorcelem
I resztą naszych, ale przed wieczerzą
Nie omieszkamy stawić się u ciebie. Wychodzą wszyscy.