Strona:PL Shakespeare - Kupiec wenecki tłum. Paszkowski.djvu/31

Ta strona została przepisana.

Mam uprowadzić; że się należycie
Zaopatrzyła w złoto i precyoza,
I ma już ubiór pazia w pogotowiu.
Jeśliby ojciec jej poszedł do nieba,
To tylko córce swojejby to winien;
Gdyby zaś jaka kara niebios miała
Spaść na nią samą, to chybaby za to,
Że winna życie niecnemu żydowi.
Pójdźmy, Gracyano, przeczytaj to idąc:
Jessyka będzie nam pochodnię niosła. Wychodzą.



SCECA PIĄTA.
Przed domem Szajloka.
Wchodzą Szajlok i Lancelot.

Szajlok. Dobrze: przekonasz się na własne oczy
Czem jest Bassanio, a czem stary Szajlok.
Pójdź tu, Jessyko! — Nie będziesz, jak u mnie,
Napychał brzucha — Jessyko! — i legał
Całymi dniami, chrapał; darł odzienie. —
Jessyko! żywo! hej!
Lancelot. Jessyko! żywo!
Szajlok. Kto tobie kazał wrzeszczeć? Czym ja kazał?

Lancelot. Zwykliście mi byli mówić tylko, że nie powinienem niczego czynić bez rozkazu.

Wchodzi Jessyka.

Jessyka. Wołacie, ojcze? Cóż mi rozkażecie?
Szajlok. Jestem na ucztę zaproszony. Naści
Klucze, Jessyko. Ale pocóż pójdę?
Nie zaprosili mnie tam przez życzliwość;
Chcą mi pochlebić tylko. Pójdę jednak.
Nie przez uprzejmość, ale przez nienawiść,
Aby nasycić się widokiem zbytku
Tego chrześcijańskiego marnotrawcy.
Jessyko, pilnuj domu, moje dziecko.