Strona:PL Shakespeare - Kupiec wenecki tłum. Paszkowski.djvu/34

Ta strona została przepisana.

Z równym, jak do niej zasiadł, apetytem?
Któryż koń nowy kurs odbywa z ogniem
Tak samo żartkim, jak pierwszy? Wszystkiego
Chciwiej się żąda, niżeli używa.
Nakształt młodzika, albo marnotrawcy,
Wypływa okręt z rodzinnej przystani,
Gładki i cały, z pełnymi żaglami,
Cacko, pieścidło wiei rozkosznicy;
A wraca nazad nakształt marnotrawcy:
Z żaglami w szmatach, z poprzecieranymi
Zewsząd bokami, chudy, poszarpany,
Ofiara tejże wiei rozkosznicy.

Wchodzi Lorenco.

Salarino. Otóż Lorenco: schowaj to na potem.
Lorenco. Wybaczcie mi tę zwłokę, przyjaciele:
Nie moja wina w tem, żeście czekali,
Lecz interesu, który mię zatrzymał.
Jeśli będziecie mieli kiedy spełnić
Kradzież kobiety na własny rachunek,
To i ja na was tak długo zaczekam.
Postąpcie bliżej! Tu mieszka żyd, teść mój.
Hop! hop! hop! jest tam kto?

Jessyka w ubiorze pazia ukazuje się w oknie.

Jessyka. Co wy za jedni?
Powiedzcie, aby mię lepiej upewnić,
Choć mogę przysiądz, żem głos wasz poznała.
Lorenco. To ja, Lorenco, twój kochanek.
Jessyka. Tak jest,
Lorenco, tak, mój kochanek: bo kogoż
Serdeczniej kocham? Ale któż wie lepiej,
Niż ty, Lorenco, czy i ty mnie również?
Lorenco. Niebo i własna twa myśl to poświadcza.
Jessyka. Weź tę szkatułkę: warta ona trudu.
Radam, że ciemno i że mnie nie widzisz,
Bo mi wstyd bardzo w tem przebraniu, ale