Strona:PL Shakespeare - Kupiec wenecki tłum. Paszkowski.djvu/42

Ta strona została przepisana.

Wzrokiem namacać: nie pogląda wewnątrz
I jak jaskółka, wątłą swą budowę
Kleci w powietrzu u zewnętrznej ściany,
Na grę przypadku. Nie wybiorę tego,
Co wielu nęci, bo nie chcę stać duchem
Na równym stopniu z pospolitą rzeszą,
Ani się bratać z bezrozumnym tłumem.
Do ciebie teraz zwracam się, do ciebie,
Srebrna skarbnico! Cóż mi ty obwieścisz?
»Kto mnie wybierze, wygra to, czego jest godzien.«
Sensowne zdanie! bo któżby się ważył
Kusić o szczęście i o cześć, nie mając
Stępla zasługi? Wara komukolwiek
W niezasłużony stroić się przywilej!
Gdyby lenności, stopnie i urzędy
Nie przychodziły sposobem nieprawym,
I gdyby każda godność piastowana
Była nabytkiem godności wewnętrznej,
Ilużby ludzi nakrywało głowy,
Zamiast stać kornie z odkrytemi! Iluż
Rozkazodawców słuchałoby wtedy,
Ileżby szui nikczemnej odpadło
Z pomiędzy pełnych ziarn istnej wyższości!
A ile istnej wyższości powstało
Z plew i rumowisk czasu, aby nowym
Blaskiem zajaśnieć! Lecz wróćmy do rzeczy.
»Kto mnie wybierze, wygra to, czego jest godzien«.
Dufam w zasługę. Daj mi klucz, o pani,
By mi otworzył tę drogę do szczęścia!
Porcya. Za opieszale przystępujesz, książę,
Do tego, co tam masz znaleść.
Książę Aragoński otwiera skrzynkę. Co widzę?
Portret idyoty, który, oczy mrużąc,
Wyciąga ku mnie zapisany świstek.
O, jakżeś różny od obrazu Porcyi!
Od mych nadziei i zasługi mojej!