Strona:PL Shakespeare - Kupiec wenecki tłum. Paszkowski.djvu/51

Ta strona została przepisana.

Jaki morskiemu potworowi Troja
Niosła w dziewicach. Ja tu stoję z przodu,
Niby ofiara; a te tam opodal,
To są dardańskie niewiasty patrzące
Z trwogą na skutek jego przedsięwzięcia.
Idź, Herkulesie! Życie me zależy
Od twego: więcej ja czuję obawy,
Niż ty sam, w obec tej groźnej wyprawy.

Muzyka daje się słyszeć. Bassanio tymczasem zastanawia się nad napisami, będącymi na skrzynkach.
Spiew:

Pierwszy głos. Powiedz, gdzie się skłonność rodzi,
W głowie-li, czy w sercu młodzi,
Jaki życia bieg przechodzi?
Drugi głos. W oczach rodzi się, karmiona
Paszą wzroku, żyje ona
W swej kolebce i w niej kona.
Ogłośmy jej zgon:
Dyn! dyn! dyn! brzmi dzwon.
Chór. Dyn! dyn! dyn! brzmi dzwon.
Bassanio. Tak, choć sam sobie często pozór kłamie,
Świat zawsze daje się uwodzić blichtrom.
W sądach naprzykład: jakaż święta sprawa,
Pokryta gładkim pokostem wymowy,
Tem się wydaje, czem jest? W rzeczach świętych
Jestże błąd jaki, któryby pod sankcyą
Powagi, zręcznym poparty sofizmem,
Nie przyozdobił się w godziwą postać?
Niema występku tak nagiego, iżby
Nie miał po wierzchu jakichsi cech cnoty.
Ilużto tchórzów, z sercem równie miękkiem
Jak schody z piasku, nosi groźne brody
Na podobieństwo Alcyda lub Marsa,
Choć w żyłach mają miasto krwi serwatkę
I tą powłoką męstwa straszą nieraz?