Doża. Niech tam kto idzie przyzwać tego żyda.
Solanio. Stoi on u drzwi, panie, oto idzie.
Doża. Zejdźcie mu z drogi, niech stanie przed nami.
Szajloku, wszyscy sądzą i ja myślę,
Że tę pozorną złośliwość posuwasz
Tylko do chwili jej wywarcia; gdy zaś
Przyjdzie ją wywrzeć, okażesz łagodność
I zmiłowanie, w wyższym jeszcze stopniu,
Niż to udane okrucieństwo. Zamiast
Poszukiwania swej należytości
Na ciele tego nieszczęsnego kupca,
Nie tylko, tuszym, karę tę umorzysz,
Ale co więcej, przejęty ludzkością,
Darujesz nawet połowę waluty,
Przez wzgląd na straty, jakie świeżo poniósł;
Straty tak wielkie, że byłyby zdolne
Ze szczętem przygnieść króla wszystkich kupców,
Oraz współczucie wzbudzić nawet w sercach
Twardych jak krzemień, w piersiach kutych z miedzi,
W dzikich Tatarach i Turkach, co nigdy
Żadnej czułości nie znali przystępu.
Żydzie, czekamy na twoją odpowiedź
I spodziewamy się wszyscy łagodnej.
Szajlok. Jużem oznajmił Waszej Wysokości
Stały mój zamiar; poprzysiągłem w szabas,
Że będę żądał, co mi się należy
Z mocy obligu; jeślibym w tej mierze
Sprawiedliwości nie uzyskał, niechaj
Odpowiedzialność cięży na swobodach
I przywilejach tego miasta. Może
Wasza Wysokość zapyta, dlaczego
Wolę wziąć marny funt mięsa, niż przyjąć
Zwrot mych dukatów? Na to nie odpowiem.
Przypuśćmy jednak, że to kaprys; stanież
To za odpowiedź? Gdybym, mając w domu