Lorenco. Bo władze twej duszy
Są, widać, wtedy pilnie natężone.
Popatrz na dziką i swawolną trzodę
Albo na stado młodych bystrych źrebców;
Brykają one, beczą i rżą głośno,
Bo to w naturze jest ich krwi gorącej;
Lecz niechno trąbka przypadkowo zabrzmi,
Lub jakikolwiek muzykalny odgłos
Słuch ich uderzy, zobaczysz, jak nagle
Wszystkie przystaną, jak się ich figlarne
Oko zaduma, pod wpływem czarownej
Potęgi dźwięków.
Stądto poeci mówią, że Orfeusz
Pociągał drzewa, kamieni i fale;
Bo niema rzeczy tak martwej, tak twardej
I tak burzliwej, żeby jej natury
Muzyka zmienić chwilowo nie mogła.
Człowiek, harmonii nie mający w sobie,
Którego współdźwięk tonów nie porusza,
Zdolny jest zdradzić cię, oszukać, złupić.
Umysł u niego ciężki jak mgła nocna,
A serce czarne jak Ereb. Nie ufaj
Nikomu z takich. — Słuchajmy muzyki.
Porcya. Owo światełko gore w mojej sali;
Jak się daleko promieni, choć małe!
Tak świeci dobry czyn w świecie zepsutym.
Neryssa. Nie widziałyśmy wprzód tego światełka,
Gdy miesiąc świecił.
Porcya. Tak zwykle blask większy
Zaciera mniejszy. Namiestnik jaśnieje
Jak król, dopóki król się nie ukaże;
Wtedy ubywa mu okazałości,
Jak strumieniowi, gdy z wyżyny spływa
W wielkie wód łoże. Muzyka! Czy słyszysz?
Neryssa. To nasza, pani, domowa kapela.