Miej zaś szczególnie Banka na pamięci,
Odznaczające okazuj mu względy
Zarówno usty, jak oczyma. W takiem
Jak my jesteśmy położeniu,
Trzeba nam naszą niedojrzałą władzę
Polewać rosą pochlebstwa, oblicza
Czynić serc larwą, aby nikt nie dostrzegł,
Co się pod niemi kryje.
L. Makbet. Bądź spokojny.
Makbet. O, żono, serce me skorpionów pełne!
Wszak wiesz, że Banko, Fleance jeszcze żyją.
L. Makbet. Wiem, ale przecie dzierżawa ich życia
Nie jest wieczystą.
Makbet. W tem nasza otucha,
Że oba są z krwi i z ciała. Swobodnie
Patrzmy więc w przyszłość. Nim niedoperz skończy
Swój rewir wkoło zamku, nim na rozkaz
Bladej Hekaty nocny chrząszcz wybrzęczy
Chrapliwy nokturn, spełnionem zostanie
Strasznej ważności dzieło.
L. Makbet. Jakie dzieło?
Makbet. Nie pytaj, luba, bądź przez niewiadomość
Wolną od winy, dopóki nie będziesz
Mogła poklasnąć temu dziełu. Przybądź,
Ślepiąca nocy, zasłoń kataraktą
Litościwego dnia czułe źrenice,
Stargaj, zniszcz krwawą, niewidzialną dłonią
Te pęta, które swobody nam bronią!
Światło dokoła ziemskiego przestworu
Przygasa, wrona pociąga do boru,
Wdzięczny dnia orszak mdleje, chyli głowy,
Natomiast nocna czerń zaczyna łowy.
Pójdź, żono, nie mów nic. Zły plon bezprawia
Nowem się tylko bezprawiem poprawia.