Makbet. Wolę ją zewnątrz u ciebie, niżeli
Wewnątrz u niego. Więc już usunięty?
Zbójca. Krtań ma przerżniętą, panie, tę przysługę
Jam mu wyświadczył.
Makbet. Walny z ciebie rzeźnik,
Lecz i ten niemniej walny, co z Fleancem
Również postąpił; jeśliś ty to zrobił,
Nieporównanyś zuch.
Zbójca. Najmiłościwszy!
Fleance się wymknął.
Makbet. Moja więc choroba
Powraca znowu. Byłbym, gdyby nie to,
Zdrów jak lew, silny jak marmur, jak skała
Nieporuszony, lekki jak powietrze,
Które ogarnia wszystko, tak zaś, jestem
Spętany, wątły, ścieśniony, oddany
Na łup kapryśnych trosk i niepewności.
Zabezpieczonoż, aby tamten...
Zbójca. Tamten
Jak najbezpieczniej leży w dole, z głową
Tuzinem ciosów oszamerowaną,
Z których najlżejszy byłby już śmiertelnym.
Makbet. To dobrze — stary wąż już nie powstanie.
Ów gad, co uciekł, ma w sobie zarody
Trucizny z czasem mogącej zaszkodzić,
Ale na teraz nie ma jeszcze żądła.
Oddal się, jutro rozmówim się znowu.
L. Makbet. Małżonku mój i panie, zapominasz
O swoich gościach, za nic wszelka uczta,
Jeśli się przy niej często nie objawia,
Że to, co dajem, dajemy ochoczo.
Lepiej się w własnym je domu, zachęta
Jest w obcym, jako sól, zaprawą jadła,
Bez niej gościnność byłaby niesmaczną.