Słabość, nie dziwna dla tych, co mię znają.
Dalej! Niech żyje wino i wesołość!
Zaraz usiędę, nalejcie mi kielich
Po same brzegi! — Piję za pomyślność
Moich przezacnych gości.
I naszego
Ukochanego przyjaciela Banka,
Który nasz smuci swą nieobecnością.
W wasze i jego ręce! Oby wszystkim
Wszystko się dobrze działo!
Lordowie. Przyjm, o panie,
Wzajemny toast na podziękowanie.
Makbet. Precz z moich oczu! Zapadnij się w ziemię!
Krew twoja zimna, kości twe bez szpiku,
Niema już siły widzenia w twych oczach,
Któremi błyszczysz.
L. Makbet. Szlachetni lordowie,
Chciejcie uważać to za rzecz zwyczajną,
Jestto w istocie niczem, szkoda tylko,
Że nam zasępia swobodę tej chwili.
Makbet. Cobądź kto śmie i ja śmiem; przystąp do mnie
Jako kudłaty niedźwiedź puszcz północnych,
Opancerzony nosorożec, albo
Tygrys hirkański; przywdziej, jaką zechcesz
Postać, wyjąwszy tę, a silne moje
Nerwy nie zadrżą; wróć wreszcie do życia
I w głąb pustyni wyzwij mię na ostrze,
Jeśli drżąc cofnę kroku, to mnie ogłoś
Lalką bez serca. Precz, okropny cieniu!
Zwodnicza maro, precz! Ha! znikłeś przecie!
Teraz znów jestem mężem. — Siedźcie, proszę.
L. Makbet. Przerwałeś ucztę, popsułeś wesołość
Tym osobliwszym dziwactwa napadem.
Makbet. Możeż się zdarzać coś takiego? Lotnie,