Jak letni obłok, mimo nas przeciągać,
I nie przejmować nas na wskroś zdumieniem?
Wy mię kłócicie z własną świadomością,
Bo nie pojmuję, jak mogliście patrzeć
Na to widziadło i zachować przytem
Na licach zdrową, naturalną cerę,
Gdy moje trwoga ubieliła.
Rosse. Jakie
Widziadło, panie?
L. Makbet. Nie mówcie nic, proszę,
Bo pogorszycie jego stan. Pytania
W podobnych razach w wściekłość go wprawiają.
Dobra noc, mili panowie, odejdźcie.
Nie oczekujcie hasła etykiety,
Ale oddalcie się natychmiast.
Rosse. Dobrej
Nocy życzymy i lepszego zdrowia
Jego Królewskiej Mości.
L. Makbet. Bądźcie zdrowi.
Makbet. To o krew woła, krew, mówią, krwi żąda.
Słyszano drzewa mówiące, widziano
Podnoszące się głazy, augurowie
Tajemniczymi sposoby umieli
Za pośrednictwem wron, kruków i kawek
Odkryć przelewcę krwi. — Która godzina?
L. Makbet. Noc walczy z brzaskiem dnia.
Makbet. Czy wiesz, że Makduf
Wzbrania się stawić na nasze wezwanie?
L. Makbet. Czyliżeś, panie, posyłał do niego?
Makbet. Nie jeszcze, z boku tylko tak słyszałem,
Mam bowiem w domu każdego z tych tanów
Zaufanego sługę. Zaraz jutro,
Nie odkładając, pójdę do czarownic,
Muszą mi one coś więcej powiedzieć.
Cobądź mię czeka, wolę się dowiedzieć