Bianka. Wieczerzał dziś u mnie,
Ale dlatego drżeć nie mam przyczyny.
Jago. U ciebie? Pójdziesz ze mną, mościa panno.
Emilia. Fuj, bezwstydnico!
Bianka. Ja nie bezwstydnica;
Jam równie pełna sromu jak waćpani,
Co mnie znieważasz.
Emilia. Jak ja? O, bezczelna!
Jago. Idźmy, łaskawi panowie, zobaczyć,
Jak będą rany Kassya opatrzone.
Pójdź aśćka, wnet nam zaśpiewasz inaczej.
A ty, Emilio, spiesz do cytadeli
Donieść naszemu państwu, co się stało. —
Idziem, panowie? Do siebie. Ta noc ma rozstrzygnąć
Mój los: ze szczętem zwalić mnie lub dźwignąć.
Otello. Konieczność to, konieczność nieuchronna;
Nie chciejcie, bym wam powód jej wyjawił,
O, czyste gwiazdy! konieczność tak każe,
Ale ja krwi jej nie przeleję; szkoda,
Szkoda byłoby zrysować żelazem
Tę skórę bielszą od śniegu i gładką,
Jak pomnikowy alabaster.
Musi jednakże umrzeć, bo tak samo
Zwiodłaby innych jeszcze. Zgaszę światło,
A potem — zgaszę światło; skoro zgaszę
Ciebie, żywiole świecący w pomroku,
Łatwo cię będę mógł znów rozpłomienić,
Gdy mi żal będzie; ale raz zgasiwszy
Twoje żywotne światło, o! ty cudnie
Misterny wzorze wytwornej natury,