Otello. To przyjdź tu do mnie na chwilę rozmowy,
Lub z gołą pięścią rzucę się na ciebie.
Gracyano wchodząc. Czego chcesz?
Otello. Mam miecz, widzisz; nigdy jeszcze
Lepszy nie zdobił boku wojownika.
Był czas, gdym mieczem tym i tem ramieniem
Torował sobie drogę przez zawady
Dwadzieścia razy większe niż zapora,
Którą mi stawiasz. — O, czcze to przechwałki!
Któż zdoła los swój przejrzeć? dziś tak nie jest. —
Nie bój się, choć mię uzbrojonym widzisz;
Tu kres żeglugi mojej, moja przystań,
Ostatni morski znak dla mego statku.
Czego się cofasz? Płonne twe obawy;
Trąć tylko trzciną o piersi Otella,
A wnet ustąpi. — Gdzieżbym ja się udał? —
Jakże wyglądasz teraz? O, wybrane
Dziecię niedoli! bladaś jak to giezło!
Gdy się zejdziemy tam do porachunku,
Widok twój wygna mą duszę z przed niebios
I czartom na łup odda. Jakżeś zimna,
Moja pieszczoto! zimna, jak, o! wstyd twój. —
Przeklęty zdrajco! — Odtrąćcie mię, furye,
Z przed tego niebian godnego oblicza!
Rozwiejcie mię wichrami! stopcie w siarce!
Wtrąćcie w głęboką czeluść płynnych żarów!
O, Desdemono! martwa Desdemono!
Martwa! oh! oh! oh!
Lodowiko. Gdzie ten szalony, nieszczęśliwy człowiek?
Otello. Oto jest; oto ten, co był Otellem.
Lodowiko. Gdzie ów gad? stawcie tu przed nas tę żmiję.
Otello. Na nogi patrzę mu; ale to bajka.
Jeżeliś dyabeł, nie będęć mógł zabić.
Lodowiko. Odbierzcie mu miecz.