Błazen. Jeżeli macie taką muzykę, której słyszeć nie można, to grajcie; w przeciwnym razie wsadźcie dudy w miech i marsz!
Pierwszy muzykant. Nie mamy takiej, panie.
Błazen. A więc w imię Boże! Rozpłyńcie się w powietrze! Fora ze dwora!
Kassyo do odchodzącego błazna. Hej! hej! Słyszysz, moje serce?
Błazen. Nie słyszę waszego serca, tylko was.
Kassyo. Schowaj, proszę, swoje koncepta. Masz tu złoty pieniądz; jeżeli ta pani, co zostaje przy małżonce generała, jest już na nogach, to jej powiedz, że niejaki Kassyo prosi ją o chwilkę rozmowy i tu na nią czeka. Dobrze?
Błazen. Jestci na nogach; jeżeli tylko zechce ich użyć ku przyjściu, to jej powiem, o co idzie. Wychodzi.
Kassyo. Uczyń to. — W porę przychodzisz, Jagonie.
Jago. Jakto? nie kładłeś się wcale?
Kassyo. Czyż mogłem?
Dobrze już dniało, gdyśmy się rozeszli.
W tej właśnie chwili pozwoliłem sobie
Posłać po twoją żonę; chcę ją prosić,
Aby mi jakoś ułatwiła przystęp
Do Desdemony.
Jago. Zaraz ci ją przyślę;
Pomyślę przytem także o sposobie,
Jakby murzyna usunąć na stronę,
Abyście mogli swobodnie pomówić. Wychodzi.
Kassyo. Dzięki ci! Jeszczem nie znał Florentczyka
Tak poczciwego i przyjacielskiego.
Emilia. Dzień dobry, zacny namiestniku; los wasz
Żywo mnie obszedł; lecz bądźcie spokojni,
Wszystko się jeszcze odmieni na dobre.