Strona:PL Sielanki Józefa Bartłomieja i Szymona Zimorowiczów.djvu/010

Ta strona została przepisana.

On szczepił w leśnych pieńkach zrazy niepozorne,
Ja z nich zbieram pasówki i przałki wyborne,
I widzę, że trzeba żyć dobremu człowieku
Nie tylko sobie, ale i przyszłemu wieku.


Panas.

Kiedy się przestawimy wyżej, któż nas wspomni?
Będąli o nas wiedzieć mieszkańcy potomni?
Jeśli tylko na lipach i twardych jesionach
Będą patrzyć po naszych rzezanych imionach,
Prędko drewniana pamięć z drzewem się obali,
Abo skórą młodziawą porośnie. I żali
Madorus z Angeliką przemianków społecznych
Nie wyrzynali w dębach i jaworach wiecznych!
A przecie i dąbniki w rynki rozsadzone
Ogień łakomy pożarł i napisy one,
Że też już w zapomnienie idą, jako znikła
Tej wiosny w oczach naszych Weryna niezwykła;
Niemasz jej, niemasz między pospolitym mirem,
Pokwapiła w podziemne krainy z Zefirem;
Dobrze są pomienienia na to i cerkiewne.


Demian.

Lecz w obrzędach duchownych, świeckie zaś niepewne,
Oprócz kiedy kto w rymach imię swe wyryje;
Póki ich stawać będzie, póty wnich pożyje,
Zwłaszcza gdy jeszcze pieśni wesołe rad kuje,
Długo taki w pamięci pasterskiej wiekuje:
Walą się skały, krajów czas odmienia wiele,
Posiadają i zamki w tatarskim popiele —
A Mopsys Kozalicy, Dameta Menalce
Odzywają się w naszej po dziś dzień piszczałce.
Zda mi się, że Amintas kochanej Testyli
Dumy tysiącoletnie na mej kobzie kwili;
Przetoż ktokolwiek pieśni umie więzać składnie,
Abo padwany ruskie wykwintować ładnie,
Niech się najmniej nie boi cichej niepamięci,
Bo taki imię swoje wieczności poświęci.


Panas.

Jeżeli kto, tedy my najwięcej owczarze
Powinniśmy wydymać zawsze na fujarze
Po górach i bezludnych puszczach, między lasy,
Trawiąc wolne od zgiełków kłopotliwych czasy.
Same ptaszęta, które poranek witają,
Nowy początek naszej melodyi dają;
Same wiatry i strugi, które głośne depcą
Kamyki, ciche tony do uszu nam szepcą;
Z nami Echo w dolinach niskich siedząc gada,
A do słów naszych koniec rymownych przykłada,