Strona:PL Sielanki Józefa Bartłomieja i Szymona Zimorowiczów.djvu/012

Ta strona została przepisana.

Kędy proszę Marello! co poranek chodzisz?
Na kradzież ach niebogo! niezwyczajną godzisz;
Często na głowie twojej widzę kwiaty pańskie:
Narcyzy, hiacynty, lilie albańskie;
Mamli prawdę powiedzieć słowem przyjacielskiem,
Nie dostałaś faworów tych w zielniku sielskim,
Kędy tylko wasilek kocha się i mięta
Z przykrym lubczykiem, którym brzydzą się panięta —
A w wirydarzach swoich każą tulipany
Z koronami carskiemi sadzić na przemiany.
Przeto mię już zaniechaj z takiemi fawory,
Bo i mniebyś z pańskiemi poswatała dwory.


Demian.

To ostatki, jak baczę; przedniej też roboty
Wystaw sztukę.


Panas.

Kiedyć tak smakują zaloty
Marelline, pokażęć więcej z tym warunkiem,
Że się też musisz i ty odkryć z swym gatunkiem. —
Marello! niewidzianej piękności, do kraju
Przeniesiona zimnego bez pochyby z raju!
Kiedybyś ty w ogrodzie Nikazego stała,
Nigdybyś się młodzieży rozpustnej nie bała;
Samby pan w chłodzie twoim mile odpoczywał,
Samby kwiateczki szczypał i owoce zrywał,
Na czele wyrzezałby twojem swe nazwisko,
Miałabyś i Marelki młode siebie blisko.
Terazże na wygnaniu stoisz za parkanem;
Kto się nie leni, może twoim zostać panem,
Leda kto nie rozwite kwiaty twe obija,
A płód niedonoszony trąca, kto przemija;
Każdy pielgrzym, że tam był, na chropawej skórze
Imię swe na imionach dawnych nożem orze —
A ty jak płonka leśna bez fruktów, bez pana,
Bez latorośli stoisz szpetnie pokreślana.
Jeżli nie chcesz zaginąć do końca przy drodze
Pospolitej, co prędzej daj się w ciasną grodzę.


Demian.

Panasu! wyciąłeś ją tak ze pnia do ładu,
Przyjmij też w ucho trochę mojego pośladu:
Póki wideńska róża oko nie rozwite
Jeszcze w pąku zielonym pokazuje skryte,
Kto chce woni skosztować nierozkwitłej róży,
A gwałtu, rozdzierając pąkowie, przyłoży:
Raną sobie i krótką uczyni wygodę,
Lecz nie powetowaną kwiateczkowi szkodę.