O hańbo moja! co rzeką potomni
Mieszkańcy świata? jako mię też wspomni
Wiek nadchodzący, kiedy w moim stanie
Znajdzie zniewagę nad własne mniemanie?
Bodajżem była wprzód zimnym marmorem
Nad Owidowem stanęła jeziorem,
Bodajżem była w dzikim Delermanie
Między lwicami miała swe mieszkanie,
Niżeli kiedy szczęście mię opaczne
Przywiodło na tak obelżenie znaczne.
Ale że mi już przez okrutne zdanie
Żyć, miasto śmierci, na ciężkie karanie
Jeszcze kazano, jakoż mój żal wieczny
Nie ma się zacząć na dzień ostateczny!
Jako pelikan, który od swych dzieci
Przez bystry Eufrat do obłowu leci;
Jeżeli w sidła niewidome wpadnie,
Które nań Murzyn chytry stawia zdradnie,
Opuszcza w gniaździe płód niedokarmiony,
Który od macior będąc opuszczony
Krzyczy żałośnie, że też narzekanie
Wicher po hucznym niesie Gadytanie:
Tak też i mój płacz i nieutulone
Skargi usłyszą lata nieskończone.
A wieszże co Stokłosie! że za krótką chwilę
Wrócą się do nas znowu miłe krotofile,
Gdy po letnich robotach i codziennych pracach
Wytchnąwszy użyjemy na smacznych kołacach,
Kiedy wszyscy dorocznie odprawiwszy żniwa
Pójdziemy po prażnikach do dobrego piwa.
Pójdziemy, lecz nie jutro; dopiero albowiem
Żyto kwitnąć poczyna.
O dalszych to mówiem
Czasiech, mówmyż o bliższych; po drugiej niedzieli
Będziemy u nadobnej Parasi weseli,
Powiedziem ją do ślubu, przyjdzie nam obchodzić
Swadźbę, do stołu służyć i w tańcu rej wodzić
Pieśni składać.