Ilekroć bowiem człek miłych utraca,
Tyle razów żal życia mu ukraca
I w jednym grobie składa to oboje,
Ciało nieżywe i pociechy swoje.
I ty Symichu! ledwieś się urodził,
W wielkieś nadzieje pokrewnych zawodził,
Dodawały im wysokiej otuchy
Dowcipu twego niemal boskie duchy.
A teraz, jako gdy kto przed pogodnem
Słońcem schroni się pod jaworem chłodnym,
Jeżli się drzewo z trafunku obali,
Oraz i siebie i jego przywali:
Tak niespodzianym za twoim upadem
Oczekiwania padły jednym śladem,
I drzewo i cień i pociechy potem
Następujące zmieszały się z błotem.
A przetoż źródła i przezorne zdroje!
Dodajcie mi łez, abym szkody moje
Godnie opłakał, chociażże nagrody
Nie wezmę równej za te moje szkody.
Jako z własnego brzegu roztoczona
Woda, od ziemi łakomey połkniona,
Już się nie wraca do pierwszego stoku:
Tak z powszechnego i ciebie wyroku
Gdyśmyć Symichu złożyli do lochu,
Prochem się stawszy utonąłeś w prochu.
Gdzie teraz ono czoło twe łagodne,
Trzykroć wdzięczniejsze nad niebo pogodne?
Kędy ust gładkich nieprzebrane morze?
Gdzie oczy milsze nad poranne zorze?
Kędy dowcipu dziwnego przybytek?
Śmierć zdruzgotała w drobne kąski wszytek!
Ehej niestetyż! twoje lube oczy
I także pyskiem brzydkim czerw roztoczy?
Czoło wesołe i udatną szyję
Robak zgniłemi zębami poryje,
A potem z ciałem i moje nadzieje
Wicher po drogach rozstajnych rozwieje,
Że i ty znikniesz i twoja pamiątka
Pospołu z tobą zaginie do szczątka!
O prędkoś sobie za powinowactwo
Najmilszy! przybrał plugawe robactwo:
Owad podziemny, węże i gadzina,
To twoi krewni teraz i rodzina,
Twoi to bracia teraz i rodacy
Smród, zgniłość, mszyca, czerwie i pędracy.
Ze mną płaczliwe rzeki narzekajcie,
Ze mną i wiatry wzdychając stękajcie,
Cokolwiek wonnych kwiatków w sadach roście,
Zerwawszy, bystrym pędem tu przynoście.
Strona:PL Sielanki Józefa Bartłomieja i Szymona Zimorowiczów.djvu/031
Ta strona została przepisana.