Ciesząc się wzajem wesołą nadzieją,
Nowy rym głosem jednostajnym pieją:
Witaj panienko, witaj ulubiony
Klejnocie! między zimne Akwilony
Do ruskich włości przedniejszej stolicy
Przyniesiony aż z koleńskiej granicy.
Pociecho nasza, pożądana iście!
Pocieszyło nas twoje lube przyjście:
Bowiem, czegośmy od dawna pragnęli,
Żebyśmy własną opiekunkę mieli,
Otoż z wyroku wielkiego kapłana
Ty za patronkę jesteś nam przydana,
Żebyś kłopoty, żebyś nasze troski
Nosiła aże przed majestat boski.
Prawdziwie tedy jesteś Bogumiła,
Żeś twe pokoje dawne opuściła
A nawiedziłaś swą osobą progi,
Tobie oddane i bogu nad bogi.
Tobie albowiem jest wygotowany
Ten pałac, ciebie w nim twój ukochany
Czekawszy długim czasem oblubieniec
Dziś kładzie świetny na twą głowę wieniec.
A ty mu nasze ubogie dziedziny,
Nasze derewnie i insze krainy
Ruskiego księstwa, strapione owszeki
Do niepochybnej zalecaj opieki.
Nie zapominaj także i hymnisty
Twojego, który ten rym wiekuisty
W zupełnem Kamen zgromadzeniu prawie
Poświęcił twojej nieskończonej sławie;
Wspomnij na jego Helikon rożany,
Tobie na wieczną ozdobę oddany,
Ani go z twojej przychylnej opieki
Nie chciej wypuszczać odtąd aż na wieki.
Szósta jesień mijała po Cecorskiej wojnie
Nieszczęsnej, jako ludzka krew lała się hojnie,
Kiedy nad mętnym Prutem Gałka nie pozorny
Mordował zapalczywie lud polski wyborny,
Że znaczniejsi rycerze, bojownicy przedni
Zbici ciałami swemi plac okryli jedni,
Drudzy zasię za Dunaj odległy zasłani
Szlacheckich swobód zbyli marnie zwojowani.
Wielekroć po tej klęsce roksolańską ziemię
Plondrowało haniebnie brzydkie chańskie plemię,
Nakoniec, gdy ci zbójcy z dzikim Muradynem
Wypadłszy z krymskiej hordy niezliczonym gminem —